Myśli poranne.
Maluję paznokcie brokatowym lakierem. Trzy tygodnie temu pewnie nawet bym na niego nie spojrzała: nie ten styl, nie wypada tak zwracać na siebie uwagi, nie pasuje do wizerunku, jaki inni tworzą w głowie na mój temat. Do stonowanych, balansujących gdzieś pomiędzy szarością i czernią ubrań (bo takie najbardziej uniwersalne, eleganckie
i niewyróżniające się) też nie. Teraz odnajduję w tej prostej czynności przyjemność. Wymaga skupienia. Skoncentrowania się na precyzyjnych ruchach i wyrzucenia z głowy wszystkich innych myśli. Jest tu i teraz. Paznokcie, pędzelek. I dziecięcy głos wyrażający ekscytację. Bo to nie tylko lakier z brokatem. To przepustka do Klubu Księżniczek: kolorowe paznokcie i śmiech, głośny i szczery…
Straciliśmy umiejętność śmiania się na głos, kiedy chcemy. Głośnego śpiewania, tańczenia w kuchni czy na przystanku autobusowym. Straciliśmy zdolność wyrażania siebie. Bycia sobą. Paradoksalnie izolacja, której teraz doświadczamy, uczy nas tego od nowa. Nie da się udawać przed ludźmi, z którymi spędza się dwadzieścia cztery godziny na dobę niemal non stop. Nie da się grać cały czas przed dzieckiem, które w niesamowity sposób dokładnie wyczuwa nasz stres, lęk, niepokój, ale które też naturalnie - swoim uśmiechem, dotykiem małej dłoni i przytuleniem sprawia, że wszystko inne wokół przestaje mieć znaczenie. Oni - najmłodsi, nie udają, nie grają ról narzucanych im przez innych. Po prostu są. Nawet w naszym Klubie Księżniczek na poddaszu nie bawimy się w księżniczki, ale nimi jesteśmy. Czterolatka jest. Ja się od niej uczę.
Przed Nim też nie da się udawać. Czas, w którym dzisiaj trwamy, weryfikuje nasze dotychczasowe deklaracje i głoszone wartości. To trochę, jakby ktoś powiedział: “Sprawdzam!”. Czy nadal potrafimy zaufać, że to, co czeka za zakrętem będzie dla nas dobre? Czy wciąż mamy w sobie tyle wiary, by odważnie spojrzeć w przyszłość? Czy potrafimy odnaleźć w sobie miłość do świata i innych tak silną, że pokona strach przed upomnieniem się o ten świat właśnie i pomoże wyraźnie opowiedzieć się w obronie wartości, które podobno (tak mówiliśmy jeszcze trzy tygodnie temu) są dla nas najważniejsze?
***
Dzisiaj na poranny spacer wychodzimy razem. Nie tak, jak wcześniej - każdy osobno w odstępach, bo przecież na co dzień i tak przebywamy ze sobą bliżej niż te wymagane 1,5 metra. Może to nasza forma buntu przed ograniczaniem wolności, które zdaje się być coraz większe. Może silna potrzeba bycia razem, z ludźmi, przed którymi nie musimy już udawać, bo po kilkunastu dniach razem udawać się nie da. A może to kwestia tego, że na wciąż pokrytej lodem drodze dobrze jest mieć obok czyjeś ramiona, które w razie czego podtrzymają i uchronią przed upadkiem?
Dzieci ufnie chwytają nasze dłonie. Dziś jakby częściej. Tego też możemy się od nich nauczyć. Nieudawanej wiary, że jest Ktoś, kto przytrzyma, gdy się potkniemy. I kto będzie obok, gdy odważymy się wyjść na niepewną, pokrytą lodem stromą ścieżkę. I śmiać się, i śpiewać. Być sobą i nie ukrywać tego obawiając się, co inni powiedzą…
***
“Z oddali to co wielkie,
Swój ogrom traci w mig. Dawny strach co ściskał gardło, Na zawsze wreszcie znikł. Zobaczę dziś czy sił mam dość, By wejść na szczyt, odmienić los I wyjść zza krat, jak wolny ptak. O tak!
Mam tę moc! Mam tę moc! Mój jest wiatr, Okiełznam śnieg. Mam tę moc! Mam tę moc! I zamiast łez jest śmiech! Wreszcie ja, Zostawię ślad. Co tam burzy gniew? (...) Nie zrobię kroku w tył”
(piosenka z filmu “Kraina Lodu”)
***
Odwagi, by być sobą, śmiać się i tańczyć Wam dzisiaj życzę!
E. (jak Ela albo… Elza? ;) )
Comments